poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 11

W tak cudownym dniu przychodzę z kolejnym rozdziałem! :D

Miłego Czytania ☺
____________________________


Lisa
                Otarłam załzawione oczy. Kolejna noc i znów te koszmary. Bałam się ciemności. Wszędzie widziałam niewyraźne kształty sunące w moją stronę, a na końcu był mój własny potwór, próbujący złapać mnie swoimi szponami. Szybko wyrzuciłam z głowy ten obraz. Musiałam zapalić światło.
                Siedziałam skulona na podłodze, przy łóżku. Chciałam wrócić do niego, ale bałam się, że to po prostu się powtórzy. Nagle odezwał się mój telefon. Podskoczyłam z przerażeniem i złapałam telefon drżącymi rękami. Odczytałam wiadomość od mojego prześladowcy.
„Znów o mnie śnisz, jak słodko.
                     E.”
Strach pożerał mnie od środka. Czułam się jakby zaraz miało mnie coś rozsadzić. Nie mogłam teraz być sama, musiałam po kogoś zadzwonić, przecież mama nie wchodziła w grę, od razu zrozumie, że jest coś nie tak. Michael… on zbyt się będzie o mnie martwił, tak samo Luke, zważywszy na to, że ostatnio często po niego dzwoniłam.
                Zaczęłam się zastanawiać czy nie dzwonić po Sam. W końcu uznałam, ze to jedyne wyjście i wykręciłam jej numer. Niestety, nie odebrała. Zdenerwowana otworzyłam spis kontaktów. Na początku znajdował się Ashton, a tuż pod nim Calum. Zastanawiałam się chwilkę. Po wczorajszym tańcu z Calumem czułam się strasznie upokorzona. Bałam się spojrzeć mu w twarz, by nie zaczął się ze mnie śmiać.
                Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Zadzwoniłam do Ashtona. Po paru sygnałach telefon został odebrany, a z słuchawki wydobyło się senne „Słucham?”. Zamarłam. Czy ja się przesłyszałam? Już myślałam, że mój słuch szwankuje, lecz mój rozmówca dodał pewniej „Halo”.
- Ca- ca – zająkałam się- Calum?
- Lisa? – odparł zaskoczony. Już wyobraziłam sobie jak zerka na ekran telefonu, by się upewnić. – Czy coś – odchrząknął – Czy coś się stało?
                Wiedziałam, że się rumienię. To było pewne, że on mnie nie widział, ale i tak czułam się przyłapana. Przeklęłam się w myślach za głupotę. Zamiast Ashtona wybrałam Caluma. Trudno, on przecież też może mi pomóc… chyba.
- Cal – odparłam – Czy mógłbyś przyjechać? Tu do mnie? Wiem, ze jest późno i pewnie sprawiam ci kłopot, ale…
- Nie ma problemu – odparł prędko – za chwilę będę.
- Naprawdę? – zapytałam zaskoczona, nie spodziewałam się tego.- To znaczy… Tylko jak będziesz na miejscu, wejdziesz przez balkon? Nie chcę budzić mamy – dodałam.
- Balkon, jasne – powiedział mechanicznie. Pewnie już zaczął się ubierać, nie chcąc tracić czasu, a przecież nie mówiłam, że to pilne.
- Więc… - zawahałam się. Czy to było dobre rozwiązanie? Nie chcę wyjść na głupka – To do zaraz.
- Do zaraz – odparł i rozłączył się.
                Po paru minutach zauważyłam cień za drzwiami balkonowymi, a zaraz potem ciche pukanie. Podeszłam, by otworzyć Calumowi. Za późno zrozumiałam, że to równie dobrze mógł być to ktoś inny, z długimi szponami…
                Poczułam ulgę, gdy zobaczyłam tam Caluma. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, oczy miał zaspane i zarzucił tylko jakąś bluzę na piżamę.
- Jestem – powiedział, aż nazbyt pobudzony – Co się stało?
                Kiedy się tak w niego wpatrywałam cały strach ze mnie ulatywał, a jego miejsce zastąpiło rozbawienie, aż zaczęłam chichotać.
- No co? – zapytał, nie wiedząc o co mi chodzi.
                Szybko pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że to nie jest ważne i zaprosiłam go do środka. Calum był ubrany cały na czarno, dzięki czemu na dworze zlewał się w jedno. Natomiast w moim pokoju można było go wyraźnie dostrzec. Calum rozejrzał się zaciekawiony po moim pokoju.
- Więc, powiedz mi o co chodzi? – zapytał spokojnie, kierując na mnie swoje urzekające spojrzenie.
- Jakby to powiedzieć… - zaczęłam zawstydzona – Miałam koszmar i… po prostu boję się być sama.
                Calum tylko pokiwał głową. Nie zadawał mi żadnych pytań, za co byłam mu wdzięczna. Inni spokoju by mi nie dawali.
- Rozumiem. To gdzie mam spać?
                Zamarłam, jak zwykle tego nie zaplanowałam. Jedno łóżko… to było niewłaściwe. Ale przecież z Lukiem spałam normalnie, więc czemu z Calumem nie…
- Możesz ze mną na łóżku – powiedziałam szybko, przełykając ciężko ślinę – Nie przeszkadza mi to.
                Calum otworzył szeroko oczy i wpatrywał się we mnie. Wskazał zaskoczony palcem na moje łózko.
- Ale… ale – zawahał się – tak razem? Na jednym łóżku?
- Oh, Calum  - próbowałam udawać spokojną, nie zważając na szybko bijące serce, które zdawało się mówić „Postradałaś rozum!”. Ale przecież to tylko leżenie obok siebie, prawda? – Tak, razem.
                Położyłam się po jednej stronie łóżka, a już za chwilę Calum zajął drugą połówkę, tak, że leżeliśmy naprzeciw siebie. Świeciła tylko słaba lampka przy łóżku. Jej blask odbijał się w jego czekoladowych oczach. Czułam się, jakby serce chciało się wyrwać z piersi. Calum uśmiechnął się radośnie i wyciągnął rękę w moją stronę.  Lekko ujął moją twarz i zbliżył się bardziej. Oddychałam z trudem. Znajdowaliśmy się zaledwie parę centymetrów od siebie. Calum zaczął kciukiem kreślić kręgi na moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz, gdy zdałam sobie sprawę, że dotyka mojej blizny.
- Już prawie jej nie ma – powiedział – to znaczy, że ta rana nie była głęboka – Calum uśmiechnął się szerzej, gdy wypuściłam nagle powietrze – Masz takie cudowne oczy – szepnął rozmarzony.
                Język uwiązł mi w gardle. Nie wiedziałam, co mogłabym mu odpowiedzieć. Nie byłam najlepsza w te klocki. Poza tym jego obecność działała na mnie porażająco. To było tak jakby ktoś związał mnie liną, a poruszać mogłam się jedynie, gdy Calum tego pragnął.
- Dzięki – odpowiedziałam po pewnym czasie, zachrypniętym głosem, uwalniając się z transu.
                Calum roześmiał się i przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie, obejmując ramieniem.
- Odpocznij, Lis, ja będę nad tobą czuwał.
                Na te słowa zrobiło mi się cieplej. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, a oczy mimowolnie się zamknęły. Poczułam jeszcze coś ciepłego na czole i niezrozumiały szept przy uchu.

*

                Otworzyłam zaspane oczy, a po chwili poraziły mnie promienie słoneczne. Moja pierwsza myśl? Wreszcie noc bez koszmarów. Druga? Calum…
                Zerwałam się z łóżka, aż zakręciło mi się w głowie. Rozejrzałam się gorączkowo po pokoju, zastanawiając się czy to całe spotkanie nie przyśniło mi się. Nagle zauważyłam Caluma, siedzącego po drugiej stronie łóżka. Był przygarbiony, jakby coś go trapiło.
- Dzień Dobry – powiedziałam, ziewając i przeciągając się na łóżku. Calum nie odpowiedział. Spojrzałam się na niego zaskoczona – Wszystko w porządku? – dotknęłam lekko jego ramienia, a on szybko odwrócił się w moją stronę, jakby wcześniej mnie nie słyszał.
                Potem to zauważyłam, małe, prostokątne pudełeczko z jasno zielona obudową w jego dłoni. Nie było wyjścia, bym nie rozpoznała własnego telefonu. Na ekranie wyświetliła się wiadomość od mojego prześladowcy.
„Na dwa fronty? Dziwka.
       E.”
                Spojrzałam się zszokowana na Caluma.
- Grzebiesz mi w telefonie! – wydarłam się i rzuciłam na niego, próbując wyrwać mu z rak moją komórkę.
- Przypadkowo! – wydarł się na mnie i zaczął się ze mną szamotać.
                Byłam na niego taka wściekła, aż miałam ochotę przypadkowo przywalić mu w twarz. Próbowałam wyrwać mu telefon, ale był za silny. W końcu przyszpilił mnie do łóżka, usiadł na mnie okrakiem i przytrzymał ręce. Oddychaliśmy ciężko.
- Od kogo ta wiadomość? – zapytał, nadal próbując złapać oddech.
- Pewnie jakiemuś dzieciakowi się nudzi – odpowiedziałam, unikając jego wzroku.
- Pierwsza taka wiadomość? – dopytywał.
                Nie wiedziałam czy mówić mu prawdę, ale nie chciałam go w to mieszać.
- Tak – kłamstwo paliło moje gardło.
                Calum pokiwał smutno głową. Pewnie dręczyła go ta wiadomość. Byłam pewna, że chciał zapytać o co chodzi z tą grą na dwa fronty. Naprawdę, nie miałam ochoty opowiadać mu o urojeniach mojego prześladowcy.
- Czemu szperałeś w moim telefonie? – zapytałam spokojnie, lecz z urazą w głosie. Całe szczęście, że trzyma moje ręce, w innym wypadku moja dłoń pewnie wylądowałaby na jego twarzy.
                Calum spojrzał się na mnie błyszczącymi oczami.
- Nie… - zawahał się – Ja nie chciałem, to nie było celowe…
- Oh, daruj sobie – burknęłam – Czego szukałeś? Ciekawych wiadomości? Gorących zdjęć?
                Calum poczerwieniał na twarzy.
- Pomyliłem telefony, okay? – odparł ostro. Wziął głęboki wdech – Rano usłyszałem dźwięk wiadomości, a że mam taki sam, złapałam twój telefon i odebrałem wiadomość. Byłem zaspany, nie wiedziałem do końca co robię.
- Oh – wyrwało mi się.
                Zrobiło mi się głupio, że tak na niego naskoczyłam, przecież Calum nie należy do osób, które grzebią w cudzych telefonach. Ale jak inaczej mogłam zareagować w takiej sytuacji?
- Czy… czy – zaczął – Czy ktoś ci dokucza?
                Spojrzałam się na niego. Naprawdę był zatroskany. Serce zabiło mi szybciej, kiedy zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie jesteśmy. Calum też to zauważył, było to widać w jego spojrzeniu.  Zaczął się powoli przybliżać, aż w końcu się zawahał.
- Nie, Calum – odparłam – Wszystko jest w porządku.
                Nie wiedziałam czy to była odpowiedź na poprzednie pytanie, czy może na obecną sytuację. Calum uśmiechnął się. Uwolnił moje ręce. Dłońmi objął moją twarz, a ja objęłam jego szyję, czekając na punkt kulminacyjny.
- Lisa? – usłyszałam nagle zaspany głos. Odskoczyliśmy z Calumem od siebie, jak oparzeni, wpatrując się w drzwi od mojego pokoju – Serio? Chyba powinnam zacząć dawać ci jakieś zakazy – odparła moja mama.

Luke
                Zadzwonił dzwonek na lekcję. Szybko wszedłem do sali od francuskiego i zacząłem szukać Lisy na naszym stałym miejscu. Niestety, tam również jej nie zauważyłem.  Wcześniej szukałem jej po całej szkole, ale jak widać, na marne. Pewnie zrobiła sobie dzień wolny, co byłoby dziwne. Zauważyłem Samanthę, leżącą na swojej ławce. Ona również siedziała dziś sama, co należało do rzadkości. Zająłem szybko miejsce koło niej. Dziewczyna uniosła na mnie swoje zaspane spojrzenie, po czym położyła się z powrotem.
-Bonjour – do sali weszła nasza nauczycielka. Wyciągnąłem notes, próbując stwarzać pozory. Jak zwykle nie byłem w stanie skupić się na lekcjach francuskiego. Szturchnąłem lekko Sam, a ta podniosła na mnie rozzłoszczone spojrzenie. Zignorowałem to.
- Wiesz gdzie jest Lisa? – zapytałem szeptem.
- Nie – warknęła – I mało mnie to obchodzi. Ostatnio lubi robić niespodzianki. A ty, laluniu, nie wścibiaj nosa w nie swoje sprawy.
- Pani Collins, panie Hemmings – zaczęła pani Fillion – Czy nie przeszkadzam wam, złotka?
- Nie, mademoiselle Fillion, lecz pan Hemmings nie chce dać mi spokoju – odpowiedziała płynnym francuskim.
-Monsieur Hemmings! – nauczycielka spojrzała się na mnie ostro.
                Pod jej spojrzeniem czułem się jak w jakiejś pułapce. Nie miałem dokąd uciec. Jedyne wyjście to konfrontacja. Dlatego od pierwszego dnia nie polubiłem nowej nauczycielki. Poprzednia była lepsza. Starsza, już trochę ślepa, nigdy nie pamiętała mojego nazwiska. Pech chciał, że odeszła na emeryturę i przydzielono nam nową nauczycielkę, prosto z Francji. Była młoda, ładna, uwielbiana przez męską część klasy, z wyjątkiem mnie. Czemu? Kiedy zamiast przepięknej kobiety, widzisz potwora, który zmusza cię do nauki francuskiego i śmieje się z ciebie, bo nie znasz podstawowych słówek, odechciewa się męskich miłostek.
- To wcale nie tak – zawołałem, po chwili, broniąc się niczym małe dziecko.
- Po francusku, proszę – rozkazała.
                Zamilkłem. Miałem spore zaległości w tym języku. Lisa zawsze mnie beształa, że nie uważam na lekcji, nawet starała się wbić do mojej głowy podstawowe słówka, lecz na nic.
- Désolé – wydukałem przeprosiny. Cała sala wybuchła śmiechem.
                Pani Fillion pokręciła głową z zniesmaczeniem i wróciła do lekcji. Po paru minutach, kiedy przestała co chwila łypać na mnie groźne spojrzenia, wyjąłem telefon i odebrałem wiadomość od Michaela:  „Jak się sprawy mają?”
Ja: „Nie ma jej dziś w szkole. Nie wiem czemu.”
                Nie dostałem odpowiedzi, ale wiedziałem, że Michael już martwił się o Lisę. Ostatnio bywał nadopiekuńczy, mógłby uchodzić nawet za prześladowcę.  Reszta dnia mijała mi zbyt wolno. Nigdzie nie było Lisy, a po Calumie też słuch zaginął. Kiedy już wychodziłem ze szkoły, dostałem wiadomość od Michaela: „Wpadnij do Cukierni Babuni. Teraz.”
                Nie miałem w tej sprawie nic do gadania. Po prostu wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem do cukierni, nawet nie odpisując Cliffordowi.
                Idąc w stronę cukierni, zauważyłem, że o budynek opiera się wysoki blondyn, ten sam, którego Sam spotkała w barze. Uznałem, że nie będę zawracał sobie nim głowy i wyminąłem go. Nagle chłopak uniósł głowę i spojrzał się na mnie błyszczącymi oczami.
- Ty jesteś pewnie Luke? – zapytał, jego głos był pewny.
- Jestem – odparłem, przystając na chwilę. Spojrzałem się na niego podejrzliwie – A ty to…?
- David – powiedział szybko i wyciągnął w moją stronę dłoń – Wybacz. Po prostu od dawna chciałem poznać przyjaciół Lisy.
- Znasz Lisę? – zapytałem zdziwiony. Myślałem, że jest znajomym Sam.
- Poznaliśmy się jakiś czas temu – odparł i ukazał rząd białych zębów – W każdym razie, może wpadniecie na imprezę do mnie z okazji zakończenia roku szkolnego? W ten weekend. Możesz zabrać kogo chcesz.
- Jasne – odparłem, nieprzekonany – Pogadam z resztą.
- Świetnie – chłopak szturchnął mnie przyjaźnie w ramie – W taki razie, trzymaj się, stary.
                Odszedł lekko zgarbiony. Ręce trzymał w kieszeni. Po chwili zniknął z rogiem. Otrząsnąłem się z tego dziwnego poczucia kłopotów. Ten gościu mi śmierdział, nieważne czyim był przyjacielem.

Lisa
                Wybrałam się z Calumem do mojej ulubionej cukierni, która była też uznawana za kawiarnię. Po upokarzającym incydencie z mamą, wolałam jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Po tym, jak moja mama nas przyłapała, szybko wstaliśmy z łóżka i stanęliśmy sztywno na podłodze. Ja zręcznie obciągnęłam bluzkę, która wcześniej musiała się podwinąć. Staliśmy tak chwilę, cali zaczerwienieni. Mama wzięła potężny wdech i podeszła szybko do nas. Nagle się uśmiechnęła i spojrzała na Caluma.
- Czy to twój chłopak? – zapytała radośnie, przyglądając się chłopakowi. Znała Caluma, ale za każdym razem, gdy któryś z chłopaków przychodził do mnie, liczyła na to, że przyprowadziłam swojego chłopaka.
- Nie! – zaprzeczyliśmy razem, po czym oblaliśmy się jeszcze większym rumieńcem i unikaliśmy swojego spojrzenia.
- Jesteśmy tylko… - zaczęłam, po czym zawahałam się. Co miałam powiedzieć?
- Przyjaciółmi – dokończył za mnie Calum, za co byłam mu bardzo wdzięczna, lecz także mnie to zabolało. No tak, głupia brunetka ubzdurała sobie, że taki cudowny chłopak spojrzy na nią inaczej. Śnij dalej, księżniczko.
- Dobrze – odparła moja mama, nieco zawiedziona – Ale, Liso, uprzedź mnie następnym razem, gdy zaprosisz jakiegoś chłopca do swojego łóżka – Poczułam się zawstydzona, jak nigdy. Bardzo kocham i uwielbiam moją mamę, ale czasami potrafiła nieźle dać mi w kość. Odwróciła się i ruszyła do drzwi. W progu przystanęła – Zejdźcie za chwilę na dół, zrobię jakieś śniadanie.
               
                Tak mniej więcej wyglądało nasze starcie z mamą. Teraz wchodzimy do cudownej Kawiarenki Babuni. W środku był tłok, jak na porządne miejsce przystało. Trudno było znaleźć wolny stolik, ale bez trudu wypatrzyłam w tłumie zielone włosy Michaela, a zaraz potem zobaczyłam szeroki uśmiech Luke’a. Złapałam Caluma za rękę, nawet nie wiedząc co robię i pociągnęłam go za sobą przez tłumy, do stolika chłopaków.
- Gdzieście się podziewali? – zawołał Luke, już nie uśmiechając się jak wcześniej.
                Zdałam sobie sprawę, że wciąż trzymam Caluma za dłoń. Szybko ją puściłam i odwróciłam wzrok od chłopaka.
- Mieliśmy parę spraw do załatwienia – odparł Calum.
- Cześć, mała – powiedział nagle Michael. Uniosłam na niego radosne spojrzenie i usiadłam mu na kolanach. Przytuliłam się mocno do jego ciepłego torsu. Jego klatka piersiowa zaczęła unosić się w rytm śmiechu.
- Aż tak się stęskniłaś? – zapytał rozbawiony.
- Przy tobie zawsze mi lepiej – odparłam, wdychając jego zapach. Czułam od niego dym tytoniowy i kawę. Brałam potężne wdechy, próbując nacieszyć się ta bliskością. - Paliłeś – mruknęłam.
- Dzisiaj się zbytnio denerwowałem, mała – odparł z lekkim uśmiechem – A was co sprowadza do cukierni?
- Jeszcze pytasz – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Wiedział,  że mogłam przesiedzieć tu calutki dzień, jedząc moje ulubione ciasteczka czekoladowe i popijając to kawą, bądź herbatą.
- Lepiej uważaj, bo wkrótce wszystkie ciuchy będą na ciebie za małe – odparł, klepiąc mnie po brzuchu. Pacnęłam jego dłoń i spojrzałam się na  niego z wyrzutem.
- Świnia – wystawiłam mu język.
- Cholera! – krzyknął i skrzywił się jakby coś go bolało. – Już się robisz ciężka jak stado krów! – od razu zaczął się śmiać.
                Wstałam i wbiłam w Michaela wkurzone spojrzenie.
- Będziesz czegoś chciał – burknęłam, po czym usiadłam ciężko na krześle obok.
- Ej, ej – Michael zwrócił się do mnie, ciągle uśmiechnięty – Tylko żartowałem, księżniczko.
- Ale nie musiałeś być tak wredny – wypomniałam mu z zaciętą miną, choć w głębi serca  śmiałam się z tej sytuacji, ponieważ wiedziałam jak się to skończy.
- Rozumiem, rozumiem – zamilkł na chwilę, po czym wyciągnął z kieszeni banknot – Lisa, co ty na to, żebym postawił ci twoje ulubione ciasteczka?
                Wyszczerzyłam się do niego zadowolona. Kątem oka widziałam, jak Luke i Calum śmieją się z tej scenki. Złapałam szybko pieniądze w palce i posłałam Michaelowi całusa.
- Kocham cię – powiedziałam szybko i ruszyłam po ciastka.
                Stojąc w kolejce nagle posmutniałam. Przetarłam dłonią twarz i zamrugałam parę razy zaspanymi oczami. Co tam jedna w połowie przespana noc, skoro mam za sobą już kilka bezsennych. Przecież nie będę co noc po kogoś dzwonić. To mnie przytłaczało, czułam się jakbym miała oszaleć. Usłyszałam dźwięk wiadomości. Z szybko bijącym sercem wyjęłam telefon z kieszeni, bojąc się, że to kolejna wiadomość od E. Poczułam ulgę, gdy okazało się, że to SMS od Sam. Szybko go odebrałam: „Gdzie wy wszyscy, idioci, się podziewacie?”
Ja: „Cukiernia”
                Nadeszła moja kolej na zamówienie. Uśmiechnęłam się radośnie, gdy za kasą zauważyłam dobrze mi znaną blondynkę.
- Cześć, Lizzie.
                Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem. Nasze relację były trochę skomplikowane. Kiedyś się przyjaźniłyśmy, ale w liceum zaczęła mnie olewać i posyłać te swoje groźne spojrzenia. Ja ciągle staram się jej pokazać, że u mnie nic się nie zmieniło w stosunku do niej. Zawsze może do mnie wrócić.
- Witamy w Cukierni Babuni. W czym mogę pomóc ? – wyklepała regułkę na odwal się, krzywiąc się przy tym.
- Em… - zawahałam się, widząc jej minę, ale zaraz oprzytomniałam – To co zawsze – kiedy już wklepywała cenę na kasę, dodałam – Tylko poproszę podwójną porcję ciastek. Pakowane na wynos.
- Oczywiście – odparła ze sztucznym uśmiechem.
                Zaczęła przygotowywać kawę. Miała już w tym wprawę. Wpatrywałam się w nią natarczywie. Wyglądała tak samo, jak kiedyś, a jednak coś się w niej zmieniło…
- Jak tam w pracy? – zagadałam.
- Jak widzisz – odparła, kładąc na tackę kubek z kawą, po czym zniknęła na chwile za drzwiami i wróciła z dwiema paczuszkami ciastek. – Smacznego.
                Spojrzałam się na nią po raz ostatni, nieco zawiedziona. Szybko uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuję – odparłam i ruszyłam do naszego stolika.
                Uradowana podeszłam do nich, widząc, że dołączył do nas Ashton z jakąś dziewczyną. Była naprawdę ładna i wyglądała na miłą.
- Cześć – powiedziałam zachwycona większą ilością osób. Wyciągnęłam do dziewczyny dłoń. – Jestem Lisa.
- Caitlin, miło mi – odparła.
                Następnie przytuliłam mocno Ashtona. Siedzieliśmy tak chwilę wesoło gawędząc i śmiejąc się głośno.
- Popatrzcie! – zawołał Michael – Jesteśmy prawie w całym składzie!
- Tylko brakuje sam – dodał Luke.
- Zaraz tu będzie – odparłam z pełną buzią.
- Co? – zawołali zdziwieni chłopcy.
- Napisałam jej, gdzie jesteśmy – odparłam.
- Świetnie – burknęła Caitlin. Po jej zachowaniu stwierdziłam, że nie przepada za Sam – Ja już muszę lecieć.
- Cait, czekaj, możemy pójść gdzieś… - zaczął Ashton, kiedy dziewczyna zaczęła się zbierać.
- Nie trzeba, Ash – odparła – I tak umówiłam się z Suzy. Cześć wszystkim.- pomachała nam i zniknęła za drzwiami.
                Przy stole zapadła cisza. Przełknęłam ciężko kęs i przyjrzałam się każdemu dokładnie. Wszyscy mieli pochylone głowy i wyglądali na przybitych.
- Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam nagle.
- Nie, nie – odparł prędko Ashton, nagle się ożywiając – To nie tak, ona po prostu… nie przepadają za sobą z Sam i…
- Nie dziwie się- mruknęłam.
- Co?
                Spojrzałam się na niego zdziwiona, po czym zdałam sobie sprawę, że usłyszał to, co wcześniej powiedziałam.
-Ah – machnęłam ręką – Odmienne charaktery, to widać.
- Albo zbyt podobne – mruknął Michael, lecz tylko ja go usłyszałam.

Luke
                Lisa nagle uniosła rękę i zaczęła szaleńczo machać z szerokim uśmiechem. Za chwilę przy stoliku pojawiła się Sam. Rozejrzała się po obecnych, potem na stolik. Złapała prędko ciastko i usiadła na miejscu, które wcześniej zajmowała Caitlin.
- To moje! – zawołała oburzona Lisa.
                Samantha odgryzła kawałek i uśmiechnęła się tryumfująco do Lisy.
- Już nie.
                Lisa westchnęła znudzona i podsunęła przyjaciółce swoją kawę, zdając sobie sprawę, ze prędzej czy później i tak ją zabierze.
- Codziennie was widuję, a nadal nie potrafię ogarnąć waszej przyjaźni – odparłem.
                Samantha tylko wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy. Za to Lisa uśmiechnęła się szeroko. Oczy błyszczały jej z podekscytowania.
- Prawda? – zawołała – Lata praktyki, panie Hemmings. Michael się już do nas przyzwyczaił.
- Niekoniecznie – mruknął.
                Skrzywiłem się, słysząc jak Lisa mnie nazwała. To skojarzyło mi się z lekcją francuskiego. Jakoś mi się wydaje, że pani Fillion nie przepada za mną. Może to moje urojenia. Kiedy tak przyglądałem się dziewczyną, coś zaświtało mi w głowie.
- Właśnie, Lisa, spotkałem twojego przyjaciela, choć myślałem, że to znajomy Sam – zacząłem.
- Mojego przyjaciela? – zdziwiła się.
- Powiedział, że ma na imię David.
- David ? – wymawiając jego imię, wyglądała na przerażoną.
- Znasz Davida ? – zdziwiła się Sam.
- Tak, jakoś poznałam go parę dni temu. – odparła zawstydzona.
- Czego od ciebie chciał? – Samantha zwróciła się do mnie.
- Zaprosił nas wszystkich na imprezę w ten weekend…
- Z okazji zakończenia roku szkolnego – dokończyła za mnie Sam, z szerokim uśmiechem – Cały David. Tylko imprezuje.
- Kto to ten cały David? – zapytał Ashton, nie wyglądał na zadowolonego.
- Mój kumpel od pieluch – Samantha się zaśmiała – Wyjechał do Stanów, ale ostatnio wrócił. Nie widziałam go jakieś 4 lata.
- Świetnie! – zawołał Michael – możemy się wybrać na imprezę. Tego mi brakowało!
- Ja może sobie odpuszczę… - zaczęła Lisa.
- Daj spokój – powiedziałem – To głównie ciebie zaprosił.
- Ktoś tu się spodobał Davidowi – Samantha szturchnęła lekko Lisę, a ta przewróciła oczami. Miałem ochotę wkroczyć do akcji, ale uprzedził mnie Calum.
- Nie przesadzajmy! – zawołał, patrząc z przerażeniem na Sam – Ja chyba też sobie odpuszczę.
- Calum, nie bądź cieniasem – zawołała Sam.
                Objąłem przyjaciela ramieniem i potargałem mu przyjaźnie włosy.
- Rozkręć się Calum, jak wszyscy to wszyscy.
- Lisa też idzie – dodała Sam.
- No nie wiem…
- Postanowione! – zawołał Michael – Widzimy się wszyscy na imprezie u Davida!
                Nie byłem do końca pewny, czy to dobre rozwiązanie.

Lisa
                Wracałam sama do domu. Kiedy chłopaki rzucili się z propozycją, by mnie odprowadzić, powiedziałam, że dam sobie sama radę. Choć bałam się jak diabli, ale przecież nie mogłam na nich wiecznie polegać. W  dodatku wkręcili mnie na imprezę do Davida. Nie miałam nic do niego, choć chłopak trochę mnie przerażał. Ale będę wśród swoich, prawda? Nie powinnam się tak bać.
                Przystanęłam przed domem. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Drzwi były otwarte na oścież, światła w całym domu były zgaszone, a na zewnątrz świeciły już gwiazdy. Rozejrzałam się po ulicy, szukając kogoś kto w razie czego by mi pomógł, lecz było pusto. Czułam się jak w horrorze. Weszłam pomału po schodkach na werandę, starając się nie robić hałasu.
- Mamo? – zawołałam przez otwarte drzwi.
                Nie dostałam odpowiedzi. Pragnęłam po kogoś zadzwonić, ale nie chciałam by chłopaki zaczęli się o mnie martwić. Byłam w ślepym zaułku.
- Mamo! – krzyknęłam głośniej.
                Weszłam do domu i zaczęłam rozglądać się po korytarzu. Zapaliłam szybko światło, bojąc się ciemności.
- Mamo! – powtórzyłam.
                Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Odwróciłam się prędko i zobaczyłam, że są zamknięte. Poczułam jak całe moje ciało się trzęsie. To mogło być tylko jedno…
                Coś przesłoniło mi wzrok i unieszkodliwiło ręce. Poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramiona.
Krzyknęłam.