sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 4



Lisa
                Całe przedpołudnie spędziliśmy na uczelni. Byłam zachwycona tym miejscem. Już od jakiegoś czasu rozważałam różne możliwości dalszej nauki. Co zamierzam ze sobą zrobić?  Nadal nie byłam pewna, ale ta uczelnia mnie przekonywała. Znajduje się blisko oraz jest tam Michael. Spotkaliśmy się dzisiaj i od razu rzuciłam się mu na szyję, jak miałam w zwyczaju. Koledzy, z którymi akurat stał, spojrzeli się na mnie zdziwieni, po czym zachwalali mnie, mówiąc mu jaką to ma ładną dziewczynę. Uznaliśmy, że nie wyprowadzimy ich z błędu. Tak, więc przez cały poranek udawaliśmy parę. Ogromnie się przy tym ubawiliśmy.
                Sam wyglądała trochę na przybitą, ale nieźle to maskowała. Była w tym mistrzynią, ale ja, jako jej najlepsza przyjaciółka, znałam ją na wylot, dlatego wiedziałam, ze nie powinnam jej teraz o to pytać.
                Po, jakże męczącym dniu na studiach, udałyśmy się do mnie do domu. Nawet nie musiałam zapraszać Samanthy. Jej taty nie było w domu, a wtedy zawsze do mnie przychodzi. Siedziałyśmy przy stole w kuchni. Oczywiście, jak zwykle zaciągnęłam Sam do nauki. Pootwierałam w koło książki do biologii i zaczęłam przygotowywać się na jutrzejsze lekcje. Poprawiłam okulary i zaczęłam robić notatki, maksymalnie się na tym skupiając. Po pewnym czasie usłyszałam jęki od strony Sam. Zerknęłam na nią znad okularów, a ta leżała na otwartej książce.
- Sam.
- Jestem głodna – powiedziała, przeciągając samogłoski – Mam już dość tej nauki.
- Minęło dopiero pięć minut – odparłam, mrużąc oczy.
- To dużo! – krzyknęła, podnosząc się – A ja jestem głodna.
- Moja mama już gotuje, będzie za około półgodziny – dodałam spokojnie, zerkając na piekarnik.
                Samantha wstała z naburmuszoną miną.
- Idę po coś do picia, chcesz?
- Jasne – odparłam i znów zagłębiłam się w książkach.
- Pani Price! –krzyknęła. W przeciwieństwie do mnie, ona czuła się u mnie jak u siebie, nawet w obecności mojej mamy – Chce pani coś do picia?!
- Jakbyś mogła, to poprosiłabym kawę – odkrzyknęła moja mama.
- Już się robi! – odparła, po czym zwróciła się do mnie – Lis.
                Uniosłam na nią wzrok, wiedziałam co ode mnie chciała.
- Sama jej to zaproponowałaś – odparłam – Teraz rób.
- Ale to ty jesteś od robienia kawy – powiedziała, robiąc słodkie oczka, po czym podeszła do lodówki i wyjęła z niej sok – Ruchy!
                Wstałam pomału, wiedząc że nie da się z nią sprzeczać, i podeszłam do ekspresu. Nie wiedziałam,  co to za filozofia – wcisnąć guzik i poczekać aż kawa się zaleje. Przesunęłam okulary na  głowę.  Usłyszałam głośne pukanie. Nie przejęłam się zbytnio i nadal wpatrywałam się, jak filiżanka pomału napełnia się kawą. Wiedziałam kto przyszedł. Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuję mnie w koło brzucha i przytula się do moich pleców. Podskoczyłam lekko zaskoczona, a Sam wydała z siebie jakieś dźwięki zniesmaczenia.
- Jasne – burknęła – Cały dzień musiałam oglądać jak się zabawiacie w parę kochanków, a teraz znów to samo. Może wynajmiecie sobie jakiś pokój? – mówiła sarkastycznie – W sumie, po co pokój, zróbcie to tutaj. Mi to nie przeszkadza.
                Odwróciłam się roześmiana do Michaela. Oby dwoje nie przejęliśmy się wypowiedzią Sam.
- Co ty tu robisz? – zapytała Sam, mało zadowolona.
- To samo co ty – odparł rozbawiony, obejmując mnie ramieniem.
- Uczysz się? – zapytała z kpiną w głosie.
- Nie – zabrał jej z ręki szklankę – Przyszedłem się obijać, tak jak ty.
- Palant – burknęła, rzucając w niego zakrętką.
                Niestety, Mikey w ostatniej chwili się uchylił, a zakrętka trafiła mnie prosto w oko. Natychmiast złapałam się za nie, jęcząc z bólu. Poczułam, jaj Michael łapie mnie za ramiona.
- Mój Boże, nic ci nie jest?
- Kurwa- odparła Sam i zasłoniła usta dłonią – Lis, ja przepraszam. Nie chciałam… Jezu, to Michael…
- Siedź cicho – mruknęłam. Pomrugałam parę razy oczami, a łzy spłynęły mi strumieniami po policzku – Michael, proszę zanieś mojej mamie kawę.
- Już się robi – mój przyjaciel wyszedł, a ja zostałam sama z Sam.
- Lis, ja naprawdę…
                Pokazałam jej ręka, by się nie przejmowała. Wiedziałam, że chciała mi pomóc, ale kompletnie się do tego nie nadawała. Odkręciłam zimna wodę i zaczęłam sobie ochlapywać nią oko, mając złudne nadzieje, że to coś polepszy.
- Sam – zaczęłam. Wiedziałam, że to był idealny moment, by z nią porozmawiać. Teraz, kiedy czuła się winna – Czemu dzisiaj miałaś taki słaby humor?
- Co? –zapytała, lekko zaskoczona – Chyba coś… - spojrzałam się na nią spode łba – No dobra. Nie ważne. Miałam po prostu zły dzień.
- No – odpowiedziałam zadowolona, że się przyznała. Nie obchodził mnie powód, skoro mi o nim nie powiedziała. Powinna z własnej woli to robić, a jeśli chce to zatrzymać dla siebie, proszę bardzo, droga wolna – Teraz poprawimy ci humor.
                Samantha uniosła zaciekawiona brwi.
-  Głupia, co ty robisz – powiedział Mikey, łapiąc mnie za ręce – To nic ci nie da.
                Wyjął z zamrażarki lód. Spojrzałam się na niego mało przekonana, ale zgodziłam się, by przyłożył mi go do oka.
- Co tak długo byłeś u mojej mamy? – zapytałam rozbawiona – Znów do niej zarywałeś?
                Michael uśmiechnął się czarująco.
- Nie moja wina, że wszystkie kobiety na mnie lecą.
                Szturchnęłam go ze śmiechem.
- Ble – mruknęła Sam – Już wolę wrócić do nauki.

Luke

                Stałem przed drzwiami, niepewny czy zapukać. To było głupie, przecież zostałem zaproszony…
- Luke, streszczaj się – ponaglał mnie Calum.
                Zastanawiałem się, dlaczego nie on zapuka, skoro tak mu na tym zależy. Uniosłem dłoń, a w tej samej chwili drzwi się otworzyły.
- O, chłopcy – odezwała się uśmiechnięta kobieta, która była po trzydziestce, choć nadal wyglądała na dwadzieścia parę. Uwielbiałem ją . Zawsze uśmiechnięta, wyrozumiała, na luzie. Ciągle próbowałem dopatrzeć się podobieństwa między nią, a jej córką , ale jedyne co wydawało mi się ich wspólną cechą to kreatywność, optymizm i poczucie humoru.  Oczywiście, można jeszcze dodać, ze obie są piękne.  Z wyglądu – całkowicie różne. Matka miała długie, proste blond włosy, była troszkę przy kości, ale to tylko uwydatniało kobiece kształty.  Córka miała długie, falowane, brązowe włosy.
- Dzień dobry, pani Price – odparliśmy chórem.
- Reszta już jest w środku – wpuściła nas do domu – Ja zaraz wrócę, tylko muszę dokupić przyprawę, bo zabrakło do obiadu – puściła nam oczko i trzasnęła drzwiami.
                Poszliśmy za odgłosami i dotarliśmy do kuchni. Tam zastaliśmy Samanthe, która naburmuszona opierała się o blat. Michaela, który stał roześmiany przy Lisie, która trzymała na oku worek lodu.
- Jezu! – zawołałem na ten widok – Co ci się stało?
- Dostała zakrętką, ot co – burknęła Sam, kierując wzrok na nas, a po chwili mina jej zrzedła i przyjęła pozycję niedostępnej, jakby nie chciała już z nami rozmawiać.
- Źle to robicie – powiedział Ashton, zabierając od Lisy lód, po czym przyjrzał się jej oku i syknął – Czerwone. Najlepiej niech się położy…
- Ale to tylko… - zaczęła Lisa, ale chłopaki już zdążyli ją popchnąć w kierunku kanapy.
- Ekspert się znalazł – powiedziała Sam.
- Rozchmurz się trochę – szturchnąłem ją przyjaźnie.
- Wybacz, Lukas, ale Lisa ma złe pojęcie poprawienia mi humoru.
- jestem Luke – odparłem niezadowolony. Nie lubiłem, jak ktoś  mylił moje imię. Dlatego chłopaki zawsze je przekręcali, ale do nich się już przyzwyczaiłem lecz gdy wymawia je ktoś inny, aż przechodzą mnie ciarki. Sam przyjrzała mi się uważnie, po czym wzruszyła ramionami i udała się za resztą do salonu.
                Tam zauważyłem, że Lisa wzbrania się przed odpoczywaniem, a chłopaki ciągle ją namawiali. Po chwili zrozumiałem, co planują. Podszedłem do nich.
- Lis, połóż się to naprawdę ci pomoże – powiedziałem, lekko pchając ją w kierunku kanapy.
- Ale, Luke, to nie jest wcale…
- Zamknij się i kładź się – odparł Michael, a Lisa potulnie go posłuchała.
                Dziewczyna ułożyła się prosto na kanapie, a Mikey położył jej lód na oku.
- Mikey, ja nie wiem czy…
- Cii – uciszył ją prędko.
                We czwórkę otoczyliśmy ją, a Sam oparła się o framugę, przyglądając się temu beznamiętnie.
- Mogę już to zdjąć? – zapytała po chwili Lis, zerkając na nas zdrowym okiem – Zimno mi od tego.
- Słyszeliście – zawołał Michael – Lisie jest zimno.
                Jak na jeden znak zasalutowaliśmy i rozprzestrzeniliśmy się po pokoju, w poszukiwaniu koców. Kiedy już każdy coś przyniósł, szczelnie ją otuliliśmy.
-To już przesada – powiedziała z lekkim przerażeniem.
- Odpoczywaj – odparł Ashton – A my… my zaśpiewamy ci do snu.
- Sam? – zapytała głośniej dziewczyna – Czy oni się ze mnie nabijają?
- Jak najbardziej – odpowiedziała tamta, stojąc ciągle w tej samej pozycji.
- Dupki – Lisa zrzuciła z siebie koce. Zanim zdążyła postawić jakikolwiek krok, Michael złapał ją w pasie i przerzucił sobie ją przez ramię – Ej, puszczaj!
                Michael zaczął kręcić się z nią w kółko, zadowolony niczym małe dziecko. Zastanawiałem się, skąd wziął się u niego taki entuzjazm?
- Puść ją – warknęła Sam, nagle stojąc tuż obok mnie, z założonymi rękami.
                Chłopak zatrzymał się w pół kroku, patrząc się na nią ze zdziwieniem. Odstawił pomału Lisę, a ta poprawiła bluzkę i szybko stanęła przy Samanthcie.
- Dzięki, Sam – odparła, uśmiechając się uroczo. Zawsze lubiłem, gdy ukazywała te swoje równe, białe zęby, a zarazem  mrużyła oczy, a czasami marszczyła nos.
                Nagle usłyszeliśmy jakiś dźwięk. Podskoczyłem trochę zaskoczony. Lisa klasnęła uradowana w ręce.
- Obiad!
                Udała się do kuchni, a my poszliśmy w jej ślady. Tam wyłączyła piekarnik i wyjęła z niego danie.
- Coś ty dzisiaj w ogóle taki radosny? – zapytała Lisa, nadal zajęta potrawą.
- Jak to czemu? – zapytał oburzony, że Lisa sama się tego nie domyśliła – A dzisiaj na uczelni?
- Rozumiem – odparła kpiąco Sam – cieszysz się, że wreszcie jesteście razem. Od dawna pewnie o tym marzyłeś.
- Jasne – odburknął Mikey – I będą małe Lichaelsiątka , a ty jako stara panna będziesz je niańczyć.
                Wszyscy zaczęliśmy się chichrać, a Sam wystawiła Michaelowi język i odwróciła się obrażona.
- Co tak właściwie wydarzyło się na uczelni? – dopytywał zaciekawiony Calum.
- Lisa zapisała się na lekcje dodatkowe u nas! – zawołał zadowolony – Będę ją częściej widywać!
                Chłopaki zaczęli się cieszyć i poklepywać z uznaniem Lisę po ramieniu. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czemu, do cholery, ja na nic się nie zapisałem?
- Świetnie, Michael – burknęła Sam – Bo wy oczywiście widujecie się raz do roku.
- Nie przejmuj się – odparła, uśmiechając się tajemniczo, Lisa – Ciebie też zapisałam.
- CO?! – zawołała Sam w tym samym momencie co Ashton.
                Zerknąłem zdziwiony na nich. Rozumiem, że Sam tak zareagowała, ale Ashton? Czyżby coś ich łączyło? W sumie nie dziwię się reakcji Ashtona… Przecież każdy mógłby mieć dość Sam, gdy tak często będzie się ją widywać.
- No nie przesadzaj, Sam – odparła dziewczyna – trochę więcej nauki się przyda, a tobie w szczególności. A teraz skończmy ten temat, bo czuję, ze jak będziemy o tym dyskutować, to będzie mi się robić coraz bardziej przykro.
                Wszyscy nagle umilkliśmy, spoglądając na nią. Nie wiem, czemu miałoby być jej przykro. Chodziło o to, że Sam zaczęła by marudzić?  Wszyscy zaczęli by się kłócić, a ona miała tego dość? Zresztą i tak nikt nie chciał wprowadzać ją w zły nastrój. Nagle Michael podszedł do niej.
-A co my tutaj mamy?
                Wyciągnął dłoń i zsunął jej okulary na nos. Ta szybko się zasłoniła i zdjęła je.
- Przecież wiesz, że nie lubię.
                Wszyscy wiedzieliśmy. Nie lubiła nosić okularów. Nawet na lekcjach francuskiego nie pozwalała mi patrzyć się wtedy na nią. Mówiła, że „czuje się jakby miała na twarzy jakiegoś potwora”. Nie rozumiem, co w tym złego, ale takie było jej podejście. Dlatego zakładała je  tylko na lekcjach i do czytania.
- Pokaż – powiedział Calum, podchodząc do niej.
                Lisa patrzyła się na niego, jak zahipnotyzowana. Pozwoliła wyjąć sobie z rąk okulary i założyć je na nos.  Calum przyjrzał się jej, z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Wyglądasz świetnie. Idealnie do ciebie pasują.
- Przesadzasz – odparła, zdejmując je prędko.
                Nagle poczułem ścisk w żołądku. Nienawidziłem tego uczucia, ale jakoś z nim walczyłem. Jakoś… A jednak musiałem coś z siebie wyrzucić.
- Powinnaś częściej w nich chodzić – powiedziałem pewnie – Dodają ci uroku.
                Lis zerknęła na mnie zaskoczona, po czym uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki – a po chwili dodała – A teraz skończcie się podlizywać i naszykujcie wszystko do obiadu.
                Każdy spełnił jej prośbę, a raczej rozkaz. Ja wziąłem się za przemywanie sztućców, co dało mi możliwość przyjrzenia się Lisie. Była wesoła, naprawdę lubiła kiedy spędzaliśmy czas wszyscy razem. Ale to wszystko się zmieniło, kiedy dostała SMS-a. Wyjęła telefon z kieszeni, a kiedy przeczytała wiadomość, na jej twarzy można było zauważyć przerażenie. Chciałem podejść, jakoś pomóc, ale ona szybko wyszła, mówiąc, że zaraz wróci.

Lisa
                Siedzieliśmy już wszyscy przy stole, zajadając się obiadem. Trzeba przyznać, ze moja mama się postarała. Lubiła gotować, zawsze przygotowywała coś nowego. Lubiła eksperymentować, co nie zawsze dobrze się kończyło. A dzisiaj? Zwykła zapiekanka wystarczyła, by uznać to za wyśmienite. Chłopaki śmiali się i jak zwykle bawili jedzeniem. Moja mama śmiała się nich i komentowała.  Sam nadal była niezadowolona, ale po chwili na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, kiedy na stole pojawił się obiad., ale ja ciągle myślałam o tej wiadomości. Byłam bardziej nieobecna i przygnębiona.  W dodatku bardzo zaczęło mnie to irytować, bo kto przy zdrowych zmysłach wysyła takie wiadomości?

„Dobrze się bawisz, szmato?
Korzystaj póki możesz.
                              E”

                Zastanawiałam się, skąd ta osoba ma mój numer? Osobiście nie należę do osób, które ujawniają swój numer każdej napotkanej osobie. Wobec tego ktoś z moich znajomych musiał w tym maczać palce… Byłam zdeterminowana, by odnaleźć tego gnojka, który robi sobie ze mnie jaja. Dorwę go i nie ręczę wtedy za siebie. Musiałam się dobrze zastanowić, kto mógłby mnie tak nie lubić… Pustka. Nie jestem osoba, która ma jakichś wrogów, w przeciwieństwie do Sam…
- Lisa – usłyszałam nagle głos mojej mamy. Kiedy ocknęłam się z mojego małego transu, zauważyłam, że wszyscy przypatrują się mi zmartwieni.
- Tak? – zapytała, starając się być naturalna.
- Nic nie zjadłaś.
                Zerknęłam na moje jedzenie. Faktycznie, było tylko lekko odgryzione. Nagle odechciało mi się jeść.
- Nie mam ochoty .
- Czyli nie będziesz tego jeść? – zapytała Sam z nadzieją.
- Bierz – odparłam, przysuwając jej mój talerz. Ta wzięła uradowana moją porcję. Wiedziałam, że Michael tez był gotowy zgłosić się na ochotnika na moją porcję, ale kto pierwszy ten lepszy – To ja może pójdę pozmywać – odparłam, szybko wstając. Teraz potrzebowałam jedynie spokoju.
- Pomogę ci – powiedział Calum. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Wprawdzie psuło to mój plan, ale miło będzie mieć kogoś do towarzystwa teraz.
                Zebraliśmy szybko talerze i udaliśmy się do kuchni. Tam podzieliliśmy się obowiązkami. Ja zmywałam, on wycierał.
- Lisa – powiedział po chwili, trochę smutno.
- Tak?
- Czemu nagle straciłaś humor?
                Zerknęłam zaskoczona na niego, przerywając moją pracę. Zauważył… W sumie chyba nie ciężko było. Poczułam się winna, że przez moje „humorki” inni zaczynają się martwić.
- Chyba po prostu jestem już zmęczona – skłamałam, choć trzeba przyznać, że choć maleńkie ziarenko prawdy się w tym znajduje. Myliśmy jeszcze przez chwilę naczynia w ciszy, a kiedy skończyliśmy, Calum mnie zatrzymał.
- Liso, chciałem cię zapytać, czy nie chciałabyś kiedyś gdzieś ze mną wyjść? – powiedział Calum, na jednym wydechu.
                Zastanowiłam się. To było pewne, że chodziło mu o randkę. Nawet się ucieszyłam. Bardzo lubiłam Caluma i od dawna chciałam się z nim umówić. Był naprawdę bardzo słodki, ale nie wiedziałam, czy to by był najlepszy pomysł. Miałam zaledwie parę takich poważniejszych związków w swoim życiu, a nawet te nie kończyły się najlepiej. Bałam się, że jeszcze coś pomiędzy nami popsuję, jak to ja mam w zwyczaju i Calum nie będzie chciał mnie już więcej widzieć.  A co gorsza, jeżeli to wpłynie jakoś na stosunki chłopaków i na ich zespół..
                Spojrzałam się mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się promiennie.
- Chętnie.

                Nie potrafiłam mu odmówić.
______________________________

Tak jak obiecałyśmy!
Było 8 komentarzy, więc rozdział specjalnie dla was. ♥
 Mam nadzieję, że rozdział się podoba. 
Następny rozdział należy do Diany, więc... kto wie?
Może jak będzie więcej komentarzy, to Diana uwinie się z nim szybciej?
A naprawdę by się jej przydało. :D Ona potrafi pisać i pisać!

Jeszcze raz bardzo Was proszę o oddawanie głosów na naszego bloga tutaj.
Wiem, że pewnie i tak nie wygramy, zważywszy na to ile głosów mają inne blogi, ale miło byłby zobaczyć, że przy Stay jest więcej głosów niż 3. ☺

Życzę Miłego Czytania ! ♥
Daisy Angel

8 komentarzy:

  1. o m g
    florence
    rozdział cudowny ♥
    zapraszam do mnie: lostmybalance-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny naprawdę:) nie mogę się doczekać następnego:) @ayemybizzle

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny! <3 ~@ChocoUnicornxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny, kocham tego ff, czekan na resztę rozdziałów, i mam nadzieję, że mogłabyś mnie powiadomić na tt :)
    @myperfectpayno

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!!!
    pierwszy raz komentuje na tym blogu i dobrze że go znalazłam przynajmniej tu mogę się zaczytać ...

    nawet kiedy przeczytam kilka razy rozdziały to i tak mi sie nie nudzą
    Nooo to rzyczę weennyyy wszystkim autorką <3333 ;****

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty rozdział! :D Uwielbiam czytać o Michaelu i Lisie *.* Haha, byliby świetną parą ^^ Aż zrobiło mi się żal, kiedy przyjęła zaproszenie Caluma xD Ale czy mi się zdaje, czy Luke coś ten teges do młodej Price? ;3 I znowu zagadkowy E. Kto to może być? Skąd tyle wie? To niemożliwe, aby był nim ktoś z zespołu... a więc kto?
    M. xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebisty rozdział, czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń